Gdzie szukać nietypowych okazji do inwestycji, które pozwolą wyjść poza własne podwórko?

Gdzie szukać nietypowych okazji do inwestycji, które pozwolą wyjść poza własne podwórko?
Komentarze: 0
Skomentuj

Pod koniec roku dostałem maila z pytaniem skąd biorę wszystkie te swoje dziwne pomysły na inwestycje jak Bangladesz, Pakistan czy chilijskie kopalnie litu. Odpisałem wtedy, że wystarczy co tydzień czytać The Economist. Kilka dni temu wpadła mi w ręce książka legendarnego współzałożyciela funduszu Quantum Fund – Jima Rogersa, który sugerował w niej dokładnie to samo. W związku z tym, że Jim Rogers udziela się już coraz mniej (facet osiągnął 4200% zysku w 10 lat i odszedł na emeryturę w wieku 37 lat), rozwiniecie tematu wziąłem na własne barki. A więc skąd biorę swoje pomysły na inwestycje?

Dla osób, które regularnie czytają tego bloga, nie jest tajemnicą, że okazji do zarobienia pieniędzy szukam na całym świecie, wszędzie gdzie tylko istnieje giełda. To podejście chyba nie jest zbyt popularne w Polsce. Tu wiele osób ogranicza się wyłącznie do jednego rynku czy nawet do jednej branży, bo – jak twierdzi – dzięki temu jest w stanie dokładnie i szczegółowo śledzić wszystko, co dzieje się na tym jednym czy na dwóch wycinkach świata. Moim zdaniem to duży błąd.

Takie podejście ma sens jedynie w przypadku zawodowych analityków, których praca polega na tym, żeby od podszewki poznać konkretny sektor czy konkretną firmę i śledzić przez dwadzieścia cztery godziny na dobę co dokładnie dzieje się w danej branży czy w przedsiębiorstwie, żeby na tej podstawie wyciągać odpowiednie wnioski i wydawać rekomendacje giełdowe.

Indywidualni inwestorzy mają natomiast tę ogromną przewagę, że nie muszą znać całej metodologii badań, aby skorzystać z ich wyników. Z podsumowań pisanych przez analityków, którzy spędzają dziesiątki godzin nad analizą danej firmy, wystarczy zapamiętać jedynie końcowe wnioski. Przeczytanie gotowego opracowania zajmuje kilkadziesiąt minut, w najgorszym wypadku kilka godzin. Dzięki temu w ciągu paru dni jesteśmy w stanie dowiedzieć się co piszczy w poszczególnych branżach czy na poszczególnych rynkach na całym świecie. To na początek w zupełności wystarczy. Jeśli nie wierzycie, zerknijcie do tekstu o tym jak zbyt dużo informacji giełdowych przeszkadza, zamiast pomagać w inwestowaniu.

Nie ma więc potrzeby, aby sztucznie zawężać sobie pole manewru i ograniczać się do szukania okazji inwestycyjnych wyłącznie na własnym podwórku czy wyłącznie w branży, w której czujemy się bezpiecznie. Zawsze warto wyjść poza swoją strefę komfortu i okazji do inwestycji szukać dosłownie wszędzie. Na tym kończy się teoria, przejdźmy teraz do praktyki.


Skąd ja biorę pomysły na inwestycje?

Myślę, że dużą rolę odgrywa u mnie zwykła ciekawość świata. Przede wszystkim interesuje mnie to, co dzieje się poza granicami kraju, czyli wydarzenia globalne i lokalne z najdalszych zakątków globu, które mają głębsze znaczenie; które mogą wpłynąć na losy kraju czy regionu; które ciągną za sobą dalsze konsekwencje.

W dodatku odwiedzam wszystkie te miejsca, w których mam zainwestowane jakiekolwiek pieniądze. W niektórych krajach byłem wielokrotnie. Liznąłem nieco lokalnego klimatu, rozmawiałem z ludźmi, jeździłem po prowincji, widziałem jak wszystko się rozwija. Takie wyjazdy same w sobie nie dają co prawda wielkiej przewagi inwestycyjnej, ale pozwalają mi utwierdzić się w przekonaniu, że lokując pieniądze w danym kraju podjąłem dobrą decyzję.

Jeżdżenie po świecie samo w sobie nie jest oczywiście potrzebne, aby zdobyć wiedzę odnośnie tego, co dzieje się w najodleglejszym nawet zakątku. Do znalezienia użytecznych informacji nie potrzeba też dostępu do tajnych źródeł CIA. Wystarczy mieć oczy i uszy otwarte i czytać wszystko to, co znajduje się na wyciągnięcie ręki w ogólnodostępnych źródłach.

Wielokrotnie słyszę argument, że większość informacji o światowych rynkach publikowana jest wyłącznie w języku angielskim i przez to dostęp do nich dla wielu osób jest ograniczony. Poważnie? W jaki sposób ktoś, dla kogo barierą nie do przebicia jest nieznajomość języka angielskiego, w ogóle może spodziewać się, że odniesie spektakularny triumf w jakiejkolwiek dziedzinie? Jeśli pierwszą przeszkodą na drodze do sukcesu, która nie pozwala ze swoimi inwestycjami wyjść na światowe rynki finansowe jest język, to zanim zainwestujesz choćby dolara na giełdzie za granicą, poświęć czas i pieniądze na to, aby nauczyć się angielskiego. Nikt nie rodzi się ze znajomością języków obcych. Trzeba sobie na to zapracować. Po tym już nie będzie wymówki, że nie masz tak samo łatwego dostępu do informacji jak inwestorzy z za granicy.


Jaką prasę czytać, jakie media oglądać?

Z telewizją jest prosto – nie warto oglądać żadnej. Podobnie jak ze wszystkimi innymi mediami polskimi – nie warto czytać, słuchać, ani oglądać niczego, bo to strata czasu. Polskie media, podobnie jak światowa telewizja, do bólu upraszczają i spłycają każde wydarzenie, robiąc z niego spektakl o sztucznie podrasowanej dramaturgii.

Co zatem czytać i skąd brać informacje?

Prasa ogólna: The Economist i The Guardian

Dwa świetne pisma brytyjskie. Nie potrafię zliczyć pomysłów na inwestycje, które podsunął mi The Economist. Bardzo szeroki przekrój tematów, nie tylko ekonomicznych, ale zawsze o znaczeniu globalnym, istotnym. Żadnych plotek, żadnych teorii spiskowych, bardzo mało komentarzy. Magazyn wypełniony jest dłuższymi, przekrojowymi tekstami, które pozwalają zrozumieć kulisy, przyczyny, konsekwencje, ale co najważniejsze kontekst każdego ważnego wydarzenia, które miało miejsce w najodleglejszych zakątkach świata. Gazeta posiada bardzo rozbudowaną sekcję azjatycką, bliskowschodnią, afrykańską, europejską i amerykańską, a także finansową i naukową oraz skrót najważniejszych wydarzeń z całego świata.

The Economist to dla mnie prawdziwa kopalnia głębokiej wiedzy, a dzięki tej wiedzy czuję się o wiele pewniej podejmując swoje decyzje inwestycyjne. 

Dla osób, które nie wytrzymają tygodnia bez dostępu do najświeższych informacji (The Economist wychodzi w soboty), polecam natomiast najlepszy brytyjski dziennik The Guardian. Niech nie zwiedzie was jednak jego brytyjskość, bo The Guardian w równej mierze donosi o wydarzeniach z całego świata, co o wydarzeniach z Wielkiej Brytanii.

Oba magazyny dostępne są oczywiście online, a także jako wersje na telefony i tablety. Ich aplikacje w obu przypadkach stanowią wzór do naśladowania jeśli chodzi o prostotę obsługi, przejrzystość i komfort czytania.

Prasa finansowa: Wall Street Journal i Financial Times

Prasa ogólna w rodzaju The Economist pozwoli dostrzec pewne trendy, punkty zwrotne lub dostarczyć kontekst do danego pomysłu czy do wydarzenia w skali globalnej. Niektórzy inwestorzy mogą to jednak uznać za zbyt duży poziom ogólności i oczekiwać nieco bardziej konkretnych i sprecyzowanych informacji o charakterze czysto giełdowym. W takim wypadku warto sięgnąć po jednego z dwóch liderów na rynku.

Wall Street Journal każdego dnia dostarcza aż nadto informacji o tym, co piszczy w rynkach finansowych, głównie amerykańskich, ale nie tylko. Moim zdaniem jednak gazeta przeładowana jest mało znaczącymi szczegółami i zwykłym szumem. Mimo to warto wiedzieć czym żyje The Street z tego powodu, że często wiadomości z dolnego Manhattanu działają jako samospełniająca się przepowiednia.

Jeśli WSJ od dwóch miesięcy cytuje banki i fundusze, które z wypiekami na twarzy opowiadają o tym, jak wspaniałą inwestycją w 2017 roku będą rynki wschodzące i amerykański sektor finansowy, to istnieje spora szansa, że managerowie z Nowego Jorku sami będą w te miejsca pakować własne pieniądze, tym samym wywołując wzrost cen, który przepowiadali.

To jest główny powód, dla którego lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć czym żyją traderzy z Wall Street.

Alternatywą dla Wall Street Journal może być Financial Times, który pokrywa podobną tematykę. Moim zdaniem nie ma sensu prenumerować dwóch tytułów, bo tematyka w dużej części jest taka sama. FT jest natomiast nieco bardziej stonowany i konserwatywny w doborze newsów. Ja akurat obecnie przeglądam oba, ale warto samemu zapisać się do darmowego okresu próbnego w jednej i drugiej gazecie i na własnej skórze sprawdzić, która stylistyka nam odpowiada.

Oba tytułu są oczywiście dostępne online, zarówno przez stronę www jak i aplikacje na telefon i tablet. 

Portale finansowe: Finance.Yahoo.comSeekingAlpha.comMarketWatch.com, Investopedia.com

Cztery świetne i darmowe portale informacyjne agregujące informacje finansowe i pomysły inwestycyjne dla osób, które nie chcą płacić za dostęp do WSJ ani FT. Moim zdaniem te źródła w zupełności wystarczają do tego, aby każdego dnia zerknąć i zorientować się czym żyją rynki finansowe. Większość informacji publikowanych przez WSJ i FT i tak powtarza się na tych darmowych portalach, choć nie w takim stopniu szczegółowości, jak w prasie drukowanej. Pytanie tylko czy ta szczegółowość zawsze jest nam potrzebna.

Na powyższych portalach można zapisać się na newslettery, w których wybierzemy dokładnie tę tematykę, która nam odpowiada i wiadomości będą spływały na skrzynkę pocztową z określoną częstotliwością.

Portale tematyczne: AgriMoney.com, OilPrice.com, TradingFloor.com

Warto raz na jakiś czas przeglądać także darmowe, jednak ukierunkowane tematycznie portale internetowe, aby uzyskać nieco bardziej szczegółową wiedzę z zakresu, np. towarów rolnych, surowców czy walut.

Dobrze jest wiedzieć, przynajmniej mniej więcej, co dzieje się w różnych segmentach, bo tam często pojawiają się świetne okazje inwestycyjne, które w innym przypadku nawet nie przyszłyby nam do głowy.

Okresowe analizy i raporty: PIMCO, Goldman Sachs, Saxo Bank itd.

Raz na miesiąc czy na kwartał trzeba zerknąć do raportów i analiz publikowanych za darmo przez największe instytucje finansowe tego świata. To świetne skompilowane źródła informacji na temat trendów i kierunków, w których idą poszczególne gospodarki, klasy aktywów czy konkretne branże.

Warto też poznać jakie nastawienie, np. do rynków wschodzących czy do akcji amerykańskich mają najwięksi gracze na rynkach finansowych. To często odzwierciedla przyszłe decyzje inwestycyjne ich oraz ich klientów, pod które czasem warto zwyczajnie się podłączyć.

Odradzam natomiast zupełnie sugerowanie się konkretnymi rekomendacjami dotyczącymi zakupu lub sprzedaży akcji konkretnej firmy. Analitycy są bardzo dobrzy w kompilowaniu i dostarczaniu skondensowanych informacji na temat całej branży i ogólnych trendów, ale fatalni w przewidywaniu konkretnych wyników firm, o czym pisałem tutaj.


Mam już pomysł na inwestycję, co dalej?

Wszystkie powyższe źródła informacji służą jedynie do tego, aby znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia. Jeśli coś co przeczytałem wyda mi się interesujące z inwestycyjnego punktu widzenia i widzę w tym jakiś potencjał, to wtedy dopiero zaczynam drążyć temat dalej.

Dodam może od razu, że szczególną uwagę przyciągają u mnie wydarzenia negatywne. W sytuacji, gdy coś w danym kraju czy w danej branży idzie nie tak jak trzeba, zazwyczaj giełda leci w dół. To często stanowi dobry moment na inwestycję. Dlatego z biegiem lat moja uwaga wyczuliła się na wiadomości negatywne. W ostatnim roku do takich wydarzeń należały, np. kiepskie wynik stress testów i kara nałożona na Deutsche Bank; wycofanie niektórych banknotów z rynku w Indiach; problemy koreańskiego Samsunga z wybuchającym Galaxy Note 7 i problemy koreańskiej prezydent oskarżanej o niejasne koneksje ze swoją znajomą biznesmenką czy skandal z zakładaniem lewych rachunków bankowych przez pracowników Wells Fargo. W każdym z tych przypadków spadki na lokalnych giełdach wywołane negatywnymi wydarzeniami okazały się potem świetną okazją i idealnym momentem, aby zainwestować pieniądze.

Sama negatywna wiadomość, która wywołuje spadek, nie może być jednak w żadnej mierze jedynym czynnikiem zachęcającym do tego, aby wejść na dany rynek czy kupić akcje pogrążonej w tarapatach firmy. Dlatego po tym, jak coś przykuje moją uwagę, w pierwszej kolejności staram się dowiedzieć wszystkiego o kraju czy branży, w którą potencjalnie mogę chcieć zainwestować.

Informacje podstawowe: Wikipedia i CIA Factbook

Jeśli to jest pierwszy kontakt z danym rynkiem, to warto zacząć od czegoś absolutnie podstawowego i łatwo dostępnego. Angielska wersja Wikipedii czy World Factbook prowadzony przez amerykańską CIA będą świetnym początkiem, aby dowiedzieć się na czym opiera się ekonomia danego kraju, jakie są rządowe wydatki i zagraniczne inwestycje w poszczególne sektory gospodarki, jak wygląda aktualna sytuacja polityczna, w jakim tempie rośnie długość linii kolejowych i autostrad, jak zmienia się przyrost naturalny i zakładana długość życia obywateli, jak wygląda sytuacja z przestępczością i tak dalej. To pozwoli wyrobić sobie pierwszą opinię o potencjale danego kraju.

Informacje ekonomiczne: TradingEconomics.com

Po informacjach ogólnych przychodzi czas na dane bardziej szczegółowe. Zawsze warto sprawdzić aktualne i przyszłe prognozowane wskaźniki gospodarcze dla danego kraju: od PKB, przez inflację, płace w poszczególnych sektorach, stopy procentowe, po wysokość podatków i poziom korupcji.

Mniej najbardziej interesuje, między innymi zakładane przyszłe tempo wzrostu PKB, stopa bezrobocia, inflacja, stopy procentowe, bilans handlowy czy wysokość długu publicznego.

Na portalu TradingEconomics.com znajdują się aktualne, a także przyszłe prognozowane dane ekonomiczne dla każdego kraju, który posiada jakąkolwiek gospodarkę.

Wskaźniki giełdowe

Jeśli lektura wszystkich powyższych informacji napawa optymizmem, to zaczynam się interesować tym, w jaki sposób (przy użyciu jakiego instrumentu i na jakiej giełdzie) można zainwestować w danym kraju. Zazwyczaj pada na amerykańskie lub europejskie ETF-y i ETN-y naśladujące ruchy całego indeksu giełdowego albo firm z największą kapitalizacją lub poszczególnych sektorów branżowych albo jeszcze innych wymyślnych indeksów prowadzonych na przykład przez Bloomberga.

Przede wszystkim więc sprawdzam jakie instrumenty mam do wyboru, a pomagają w tym strony etf.com lub etfdb.com czy płatna morningstar.com

Na tych portalach można sprawdzić co dokładnie (jakie firmy, z jakich branży i w jakich proporcjach) siedzą w konkretnym ETF-ie, ale co najważniejsze – jaka jest wycena portfolio funduszu. Interesuje mnie przede wszystkim to czy spółki nie są przewartościowane. Dlatego patrzę na wskaźniki PE (Price to Earnings) i PB (Price to Book Value). Im niższe tym lepsze. Jeśli PE przekracza 20 albo PB przekracza 2, to tymczasowo zapominam o inwestycji w danym kraju czy w danym sektorze, choćby była to gospodarka z gigantycznym potencjałem (Indie).

Benjamin Graham powiedział kiedyś, że nawet świetne akcje kupione po niewłaściwej cenie mogą okazać się fatalną inwestycją. I ja się pod tym podpisuję. Dlatego pod żadnym pozorem długoterminowo nie inwestuję w walory, które są przewartościowane. W całej swojej historii na giełdzie zrobiłem jedynie dwa wyjątki od tej reguły kupując swojego czasu akcje Tesli i SolarCity. W obu przypadkach dobrze na tym wyszedłem, ale to jednak temat na inną dyskusję, bo tam sytuacja była bardziej skomplikowana.

Prasa lokalna

Jeśli informacje fundamentalne są korzystne, a w dodatku potencjalna inwestycja wygląda na niedowartościowaną, to lubię jeszcze zerknąć na to, co aktualnie dzieje się w danym kraju. Nawet takie odległe państwa jak Pakistan prowadzą w internecie dzienniki wydawane po angielsku.

Dlatego często poświęcam weekend na to, aby dowiedzieć się czym żyje kraj, do czego swoją uwagę przywiązują media i jaka panuje ogólna atmosfera w społeczeństwie. Pomimo korzystnych wskaźników i danych gospodarczych, może się bowiem okazać, że naród żyje aktualnie zbliżającą się za miesiąc potężną demonstracją, która ma na celu wymuszenie zmiany rządu i rozpisanie wcześniejszych wyborów. W takiej sytuacji nie będzie to chyba najkorzystniejszy moment, żeby wejść na dany rynek. Im mniej zamieszania w prasie i im ciszej o wewnętrznych konfliktach tym lepiej.

Z drugiej strony lokalne media mogą ekscytować się tym, że rząd pracuje nad pakietem ustaw, który nie dość, że w końcu szerzej otworzy granice kraju i ułatwi napływ zagranicznych inwestycji, to w dodatku złagodzi obostrzenia imigracyjne, obniży podatki i zwiększy wydatki na infrastrukturę, a bank centralny przytnie stopy procentowe. W takim przypadku prawdopodobnie zwykła porcja wiadomości wyczytanych na ogólnodostępnym portalu sprawi, że zainwestuję w danym kraju więcej niż do tej pory planowałem.

Zawsze staram się więc szukać jakichkolwiek znaków ostrzegawczych, ale także pozytywnych zwiastunów, które w przyszłości mogłyby stanowić katalizator do wywołania wzrostów na giełdzie.

Analiza techniczna

Przy rozpoczynaniu jakiejkolwiek nowej inwestycji obowiązkowo korzystam też z analizy technicznej, która w moim przypadku służy przede wszystkim do tego, żeby określić idealny moment wejścia na rynek.

Najbardziej zależy mi na tym, aby nie kupować na górce. Dużą wagę przywiązuję więc do oscylatorów MACD i RSI oraz do poziomów wsparcia i oporu. Lubie kupować kiedy cena odbija się od jakiejś linii, a oscylatory pokazują wyprzedanie rynku. Dobrze jest zrobić to w momencie, gdy spadki wyhamowują, maleje obrót i pojawia się dywergencja hossy.

Nie zawsze gram natomiast z trendem. Jeśli czuję, że nadchodzą fundamentalne zmiany i potrafię znaleźć argumenty za tym, że mamy do czynienia z punktem zwrotnym, wchodzę na rynek nawet w trendzie spadkowym. Wtedy jednak zazwyczaj zabezpieczam się przed ewentualnymi spadkami, np. przy użyciu opcji PUT.

Jeśli natomiast aktualna sytuacja techniczna na wykresie pozostawia jeszcze wiele do życzenia, to stosuję wymiennie dwa rozwiązania:

  1. Wchodzę delikatnie na rynek kupując opcje CALL z aktualnym i wystawiając opcje PUT z niższym poziomem wykonania. Dzięki temu w razie spadku nie stracę pieniędzy (wydatek na zakup opcji CALL pokryty zostanie przez zysk ze sprzedaży opcji PUT), a zamiast tego skorzystam z wystawionych PUT-ów, aby po niższej cenie wejść na rynek przy użyciu dużego kapitału kupując ETF-y. Jeśli spadek nie nastąpi, to przynajmniej zarobię na premii z PUT-ów i na wzroście wartości opcji CALL
  2. Jeśli korekta jest bardzo prawdopodobna, to po prostu wystawiam krótkoterminowe opcje PUT z ceną wykonania, po której rzeczywiście jestem skłonny kupić dane papiery, inkasuję za to premię z ich sprzedaży i… czekam.

Książki

Żeby umilić sobie oczekiwanie na odpowiedni moment wejścia lubię poszperać jeszcze więcej przy kraju, w którym zamierzam zainwestować; dowiedzieć się wszystkiego o jego historii, ludziach, osiągnięciach, porażkach; poznać kulisy wydarzeń, które zdefiniowały to, czym dany kraj jest i jak dzisiaj wygląda. W efekcie na ebooki z Amazona wydaję dużo więcej pieniędzy niż na prowizje od tych wszystkich transakcji, które zawieram niemal każdego dnia. 

Nie wiem czy ta książkowa wiedza ma bezpośrednie przełożenie na podejmowanie lepszych decyzji inwestycyjnych, ale na pewno pomaga lepiej zrozumieć kontekst tego, co aktualnie dzieje się lub co w przyszłości może wydarzyć się w danym kraju. A to już powinno pomóc odpowiednio reagować na przyszłe wypadki i pomóc podjąć decyzję czy wycofać się z rynku w konkretnej sytuacji czy przeczekać, bo sytuacja taka wielokrotnie miała miejsce w historii i okazała się tylko przejściowym problemem. Inaczej bowiem wygląda przebieg i inne są konsekwencje takich samych zdarzeń w Niemczech, w Chinach czy w Pakistanie. Dlatego nie zaszkodzi lepiej poznać miejsca, w którym zainwestowało się swoje pieniądze, aby wiedzieć kiedy stamtąd uciekać, a kiedy wręcz przeciwnie – zainwestować drugie tyle.


Wszedłem na rynek i zająłem pozycję. Mogę już odsapnąć?

Wiele osób, zwłaszcza inwestujących długoterminowo z perspektywą 3-10 lat, kupuje dane walory i szybko o nich zapomina. A nawet jeśli nie zapomina, to nie reaguje na przejściowe wydarzenia ruszające wartością portfela w dół i w górę. To dobrze i źle.

Dobrze, bo jeśli inwestujemy w perspektywie 10 lat, to co nas obchodzi, że w kraju pojawiły się przejściowe, krótkoterminowe problemy? Za kilka lat nikt nie będzie o nich pamiętał, bo świat pójdzie do przodu. To rozsądne podejście.

Jednak, aby wiedzieć czy coś jest wyłącznie przejściowym nic nie znaczącym wydarzeniem, to trzeba wiedzieć, że to wydarzenie w ogóle ma miejsce. I tu wracamy do pierwszej części tekstu poświęconej gazetom typu The Economist czy The Guardian. Regularne czytanie wysokiej jakości rzetelnych informacji ze świata jest nawet ważniejsze już po wejściu na dany rynek niż przed dokonaniem inwestycji.

Meksyk mógł być świetnym miejscem na długoterminową inwestycję jeszcze pół roku temu, jednak pewne wydarzenie z początku listopada 2016 roku odwróciło sytuację o 180 stopni. W takich momentach trzeba reagować błyskawicznie.

Jak często sprawdzać notowania?

Pozycje w portfelu należy więc monitorować. Może nie codziennie, ale przynajmniej raz na tydzień. Ja czuję się komfortowo, jeśli każdego dnia zerknę na wycenę wszystkich instrumentów ze swojego portfela i zaktualizuję arkusz kalkulacyjny. Robię to nie po to, aby dowiedzieć się ile zarobiłem, tylko po to, żeby sprawdzić czy żadna z moich pozycji zbyt dynamicznie i nietypowo nie zleciała w dół albo nie poszła do góry. Jeśli tak się stało, staram się jak najszybciej dowiedzieć co wywołało ten ruch. Czy pojawiła się jakaś fundamentalna tego przyczyna czy był to skok wywołany jedynie dużym zleceniem z Wall Street?

Instrumenty, które zachowują się nietypowo, staram się przez jakiś czas monitorować dużo skrupulatniej. Jeśli nadzwyczajne spadki występują kilka dni z rzędu z błahej przyczyny i uważam, że jest to wyłącznie chwilowa zmiana trendu, to bardzo często dodatkowo gram na tej pozycji krótkoterminowo w tym samym kierunku co do tej pory. Zazwyczaj robię to przy użyciu opcji, aby ograniczyć maksymalną stratę i uodpornić się na ewentualne dalsze wahania.

Czasem nawet mam długą pozycję w perspektywie X lat, ale na tym samym walorze potrafię grać na spadki w perspektywie krótkoterminowej, zwłaszcza jeśli wystąpi jakaś ponadnormatywna lokalna górka wywołana jednym przejściowym wydarzeniem.

Aby jednak wiedzieć czy spadek lub wzrost jest tymczasowy, trzeba wiedzieć i rozumieć co go wywołało. I tu znowu wracamy do sedna – pozycje, które posiadamy w portfelu, należy regularnie monitorować i cały czas mieć pod kontrolą to, co się z nimi dzieje. W innym przypadku jesteśmy skazani na bieg wydarzeń, na które nie możemy reagować, bo zwyczajnie nie mamy pojęcia o ich wystąpieniu.

Swing trading na poczekaniu

Uważne przyglądanie się swoim pozycjom ma zresztą sens z jeszcze innego powodu. Jeśli już poznamy specyfikę kilku konkretnych rynków, na których jesteśmy obecni, to o wiele mniej czasu potrzeba nam potem na przeanalizowanie i zrozumienie tego, co na tych rynkach dzieje się w perspektywie krótkoterminowej. Tak więc całkiem mało wysiłku zajmuje zorientowanie się co oznacza dane wydarzenie i czy będzie ono miało dłuższe konsekwencje dla gospodarki danego kraju czy też jest ono tylko przejściowym problemem.

Ergo, jeśli wiemy i rozumiemy, co dzieje się na rynku, na którym już jesteśmy obecni, to niemal naszym obowiązkiem (i czystą przyjemnością) staje się dodatkowy… swing trading, który pomoże wycisnąć maksymalne zyski z krótkoterminowych wahań już posiadanej pozycji.

Następny artykuł w kategorii Porady
Dlaczego nie warto stosować stop lossów i o co właściwie chodziło Benjaminowi Grahamowi, kiedy wymyślał pana Mr. Market?

Przeczytaj również

Wszystkie wpisy
Pozostałe
13.02.2024
Efekt Hawthorne’a sto lat później. Jak go wykorzystać na giełdzie?
Efekt Hawthorne’a sto lat później. Jak go wykorzystać na giełdzie?
Opcje
12.12.2023
Wheel investing – prosta, ale efektywna strategia opcyjna na 2024 rok
Wheel investing – prosta, ale efektywna strategia opcyjna na 2024 rok