O tym mówi Wall Street
Taka okazja zdarza się raz na dekadę

Kurs Lumen Technologies, amerykańskiej firmy technologicznej i dawnego członka listy Fortune 500, spadł w ostatnim czasie o… 98%. I w tym właśnie momencie Kate Johnson, nowa CEO firmy, postanowiła kupić akcje spółki za okrągły milion dolarów.

Johnson to nie byle kto, bo wcześniej pełniła funkcję wiceprezydent General Electric, przez cztery lata była szefem rozwoju Google na USA, a od 2020 jest także członkiem zarządu UPS. Wygląda na to, że kobieta wie, co robi i co mówi.

W ciągu dwóch kolejnych dni informacja o jej zakupach trafiła do mediów i na poobijane akcje rzucili się inwestorzy windując ich kurs błyskawicznie o ponad 30%. Nie trudno się dziwić, bo zakupy insiderów są bardzo silnym sygnałem oddziałującym na psychikę inwestorów. Zwłaszcza, jeśli akcje można kupić po tak niskiej cenie, jak 0.98$.

Jeśli ktoś myśli, że nie zdążył załapać się na pociąg, to nic z tych rzeczy. Pomimo kilkudziesięcioprocentowego wzrostu w pierwszych dniach listopada, kurs spółki cały czas znajduje się jeszcze -97% od swojego szczytu, a akcje można nabyć dzisiaj za śmieszną kwotę 1.30$. To wygląda jak fantastyczna okazja do spekulacji (najlepiej z dźwignią), która zdarza się raz na dekadę i niemal stuprocentowa szansa na gigantyczny zysk.

Jeszcze kilka lat temu akcje firmy kosztowały 40$, więc kiedy spółka w końcu wróci do swojej świetności, to z tysiąca dolarów zainwestowanych dzisiaj, będzie można zarobić 40 000$, czyli mówimy o zysku w wysokości 4000%. Przy wykorzystaniu odpowiedniego lewara, to mogą być nawet miliony!

No i warto pamiętać, że wygląda to na zysk praktycznie bez jakiegokolwiek ryzyka. Przecież gdyby ze spółką był coś nie tak, to jej nowa prezes nie kupowałaby akcji za milion dolarów wyłożony z własnej kieszeni i nie zapewniała, jak bardzo wierzy w restrukturyzację firmy, prawda?

Chyba, że nasza “teza” inwestycyjna jest jednak – za przeproszeniem – od kant dupy potłuc, bo…

Umowa o pracę pani Johnson wymaga po prostu, aby po dwóch latach posiadała ona akcje firmy o łącznej wartości siedmiu milionów dolarów, co oznacza, że tego zakupu dokonać po prostu musiała, a prędzej czy później będzie musiała też nabyć kolejne pakiety bez względu na to, jak bardzo wierzy w sens takiej inwestycji.

Co więcej, niepisana zasada w firmie mówi, że każdy prezes, który nagradzany jest nowymi emisjami akcji, powinien dokupić z rynku podobny pakiet udziałów za własne pieniądze, bez względu na to, czy mu się to podoba czy nie (Johnson dostała od firmy akcje o wartości trzech milionów).

Poprzedni prezes Jeff Storey także skupował akcje za milion dolarów najpierw w 2017 roku po cenie powyżej 20$, a potem za drugie tyle w 2019 roku uśredniając cenę zakupu i dokupując udziały w okolicach 10$. To także wywołało wtedy falę naśladownictwa. Do dzisiaj wartość tych akcji spadła o jakieś 90%. Sam Storey więcej już nie kupował, bo stracił pracę i nikt go do tego zmusić nie mógł.

W dodatku, w przypadku nowej CEO, milion dolarów to relatywnie niska kwota, jak na standardy prezesów amerykańskich korporacji. W tym wypadku stanowi on ledwie jedną piątą rocznej pensji Kate Johnson, co nadaje już nieco szerszej perspektywy względem wysokości samej wartości inwestycji, jak i podjętego ryzyka.

Milion dolarów dobrze wygląda w nagłówkach na portalach i forach internetowych, ale dla Johnson to może być niezbyt wygórowana kwota za kupienie sobie zaufania wśród pracowników, klientów i kontrahentów oraz pokazanie, jak bardzo nowa CEO wierzy w spółkę.

Jaki z tej historii wniosek? Tylko taki, żeby z przymrużeniem oka traktować wszystkie medialne clickbaitowe doniesienia o tym, co robią insiderzy, bo nie znając szczegółów ani kontekstu, naprawdę trudno wyciągnąć z tych informacji jakiekolwiek sensowne wnioski.

Mówiąc w skrócie – nie ma drogi na skróty i nikt nie zwolni nas z konieczności myślenia. Banał? Może i banał, ale z ręką na sercu proszę powiedzieć, jak wielu czytelnikom skoczył puls i wzrosła adrenalina po przeczytaniu pierwszych akapitów tego tekstu?