Dzień z życia zawodowego daytradera – rozmowa z Michałem z Akademii Daytradingu

Dzień z życia zawodowego daytradera – rozmowa z Michałem z Akademii Daytradingu
Komentarze: 0
Skomentuj

Pomimo tego, że sporą część jej działalności rzeczywiście stanowią szkolenia, Akademia Daytradingu nie jest żadną inicjatywą coachingową, lecz tzw. prop shopem, czyli prywatną firmą, która przy pomocy armii kilkunastu traderów obraca własnym potężnym kapitałem. Michał należy do tej armii. To jego rękami każdego dnia dokonywane są setki transakcji o wartości wielu milionów euro. Jak wygląda jego dzień pracy?


Zacznijmy od siku. Czy Ty w ogóle znajdujesz czas, żeby zrobić siku?
Nauczyłem się jak robić to szybko. Kiedy mam otwartych kilkadziesiąt transakcji o wartości miliona euro i kilkadziesiąt innych oczekujących o wartość drugiego miliona, to ciężko odejść od monitora na dłużej niż kilka chwil.

Są takie pieluchy…
Nie no, teoretycznie mógłbym sobie pozamykać wszystkie zlecenia i pójść na lunch czy kawę, ale wtedy wracając po przerwie, na nowo musiałbym wszystko otwierać i ustawiać się w kolejkach do realizacji zleceń. W rzeczywistości jest to bardzo kłopotliwe i negatywnie wpływa na wyniki.

Może jeszcze ustalmy coś dla jasności. Pracujesz dla prop shopu, który dostarcza Ci kapitał, którym obracasz, ale wszystkie decyzje handlowe podejmujesz wedle własnego uznania?
Tak, firma nie mówi mi co ani kiedy mam kupować i sprzedawać. Zasada jest tylko jedna: wszystkie pozycje muszą być otwarte i zamknięte w obrębie jednej i tej samej sesji. Jak uda mi się wypracować jakiś zysk obracając pieniędzmi firmy, to dzielimy się tym zyskiem. Jeśli natomiast pojawi się strata, to firma bierze ją na siebie.

OK. To może teraz od początku. Przychodzisz rano do pracy i…?
Przeglądam serwisy Reutersa. Sprawdzam kalendarium wydarzeń ekonomicznych, raporty odnośnie spółek z mojego portfolio, plan przemówień kluczowych polityków, informacje o nadchodzących publikacjach finansowych i tak dalej. Zależy mi na tym, żeby danego dnia nie zapakować się w jakieś akcje na chwilę przed ważnym wydarzeniem, które może mocno szarpnąć kursami.

Nie spekulujesz pod wydarzenia ekonomiczne?
Bardzo rzadko, praktycznie wcale. Zdecydowanie bardziej wolę poczekać na to wydarzenie, żeby zobaczyć co zrobi rynek i wtedy podłączam się pod już rozpoczęty ruch. Zbyt wiele razy już widziałem sytuacje, w których na dobre dane rynek reaguje wyprzedażą akcji i na odwrót. Ale generalnie staram się unikać tego typu spółek, na których dzieje się coś fundamentalnego. Wolę te firmy, które są bardziej ustabilizowane i mniej chaotyczne. Wtedy łatwiej mi wyłapać różne nieścisłości.

Skoro nie pod wyniki, to w jaki sposób wybierasz spółki, na których grasz?
Obserwuję arkusz zleceń. Patrzę wyłącznie na Time & Sales, czyli na to, jakie pakiety akcji, na jakich giełdach i po jakiej cenie są sprzedawane. Z tego staram się czytać rynek i to, w którym kierunku ten rynek idzie. Tutaj też wyłapuję różne dywergencje w cenie. Czasem kupuję akcje na jednej giełdzie i od razu ustawiam się w kolejce na innej, żeby odsprzedać papiery kilka centów wyżej.

Nie używasz w ogóle innych kryteriów?
Korzystam niemal wyłącznie z tzw. taśmy, czyli z danych Time & Sales. Mam co prawda podgląd na newsy w czasie rzeczywistym, żeby wiedzieć z jakiego powodu następuje ruch, ale dla daytradera powody mają drugorzędne znaczenie. Na Time & Sales o wiele szybciej zauważę, że coś się dzieje i zdążę na to zareagować, a kiedy minutę później pojawia się informacja, to ja już często przymierzam się do zamykania pozycji.

Skoro zanim jeszcze news pojawia się w wiadomości publicznej, to dlaczego kurs akcji reaguje wcześniej? Skąd inni inwestorzy wiedzą, że coś jest na rzeczy?
Dużo handlujących osób chodzi na konferencje firm, na ogłoszenie wyników czy śledzi na żywo przemówienia prezesa ECB i tak dalej. Te osoby mają wpisane już w platformie zlecenie na laptopie i czekają tylko z wciśnięciem przycisku Enter. To zawsze będzie szybsza reakcja niż ta dziennikarza Bloomberga czy Reutersa, który potrzebuje kilku minut zanim napisze newsa i puści go w świat. Dlatego dla daytradera wtedy jest już zwyczajnie za późno, żeby reagować.

Jakie są jeszcze kryteria, które muszą zaistnieć, żebyś otworzył transakcję?
Tu nie ma żadnej reguły. Ja zazwyczaj staram się po prostu wynajdywać okazje, tzn. łapać takie trochę przestrzelone zlecenia. Dobrym przykładem są sytuacje, w których handel jakimiś akcjami zostaje chwilo wstrzymany – to często powoduje niepokój, a więc i spore wahania, gdy spółka ruszy na nowo. Stosunkowo łatwo dostać wtedy akcje o wiele taniej niż zwykle i kilka sekund później odsprzedać je znacznie drożej.

Nie uprzedzają was w tym algorytmy?
Algorytmy działają przede wszystkim w USA, a w Europie ich nie widać. Dlatego ja trzymam się naszego kontynentu (z wyjątkiem relatywnie bardzo drogiej GPW). Chociaż moi współpracownicy do dzisiaj potrafią zarabiać na rynkach w USA, pomimo obecności firm od HFT. No ale ja raczej gram na europejskich, bo nie ma tutaj tych wszystkich maszyn, które mogą mnie ubiec.

A co z analizą techniczną, używasz jej do czegoś?
Nikt z naszych traderów nie korzysta z analizy technicznej. Ona się nie nadaje do daytradingu. To zupełnie inny świat. Ja w ogóle nie patrzę na wykresy. Żeby uprawiać daytrading, trzeba patrzeć na to, jakie zlecenia wchodzą i wychodzą z arkusza. To wystarczy.

Ale zdajesz sobie sprawę, że sporo domorosłych daytraderów uprawia sztukę odczytywania fal Elliotta, badania poziomów Fibonacciego i tak dalej?
Przychodziły i do nas takie osoby – eksperci w tych wszystkich wskaźnikach i innych sygnałach, ale po pół roku już ich nie było.

Korzystacie z tych samych brokerów, co prywatni inwestorzy?
A skąd. Korzystamy z sieci transakcyjnych (MTF), do których detaliczni inwestorzy raczej nie mają taniego i łatwego dostępu. Przy handlu na publicznej giełdzie musielibyśmy ustawiać się w kolejce i czekać aż nasze zlecenie zostanie zrealizowane w swoim czasie. Mając dostęp do sieci transakcyjnych nasze zlecenia są realizowane szybciej, często po o wiele lepszej cenie. Większość brokerów detalicznych nie oferuje takich przywilejów.

Czyli w ogóle nie korzystasz z giełd publicznych?
Tylko wtedy, kiedy muszę, to znaczy wtedy, gdy popełniłem błąd albo rynek poszedł nie w tym kierunku, w którym powinien i zlecenie muszę szybko zamknąć, a na sieci transakcyjnej nie ma żadnej oferty. Wtedy puszczam je na giełdę publiczną.

Dałbyś radę osiągać w ogóle takie wyniki, jakie osiągasz, gdybyś używał detalicznych brokerów i publicznego dostępu do giełd?
Nie. Zjadłyby mnie prowizje. Poza tym sposób handlowania, który uprawiam, polega często na wyłapywaniu anomalii w wycenie pomiędzy różnymi bramkami. Czasem mam tak, że kupuję akcje na MTF-ie po €21.20 i sekundę później sprzedaję je na publicznej po €21.21. Innym przykładem jest sytuacja, w której chcę kupić akcje po dobrej cenie, ale ustawiając się w kolejce w arkuszu na publicznej giełdzie, zanim dojdzie moja kolej, to akcje będą dostępne już po zupełnie innym kursie. Sieci transakcyjne mają własne, zwykle krótsze kolejki zleceń, a poza tym są tańsze, a ich udział w obrocie stabilnie rośnie od lat, przez co często łatwiej i szybciej zawiera się tam transakcje.

Nie wystarczy trochę poczekać, żeby zlecenie weszło na publicznym rynku?
Problem jest taki, że musimy na koniec dnia, czyli na koniec sesji, zamknąć wszystkie nasze pozycje i zlecenia oczekujące. Tak więc jeśli jakieś zlecenie oczekujące jest trzecie w arkuszu i kończy się sesja, to musimy je zdjąć i kolejnego dnia ustawić na nowo. No i wtedy często znowu trafiamy z naszą ceną na sam koniec tej kolejki, co robi się trochę bez sensu. Bez dostępu do sieci transakcyjnych nie ma daytradingu. No ale to i tak prowizje są chyba najważniejsze, bo przy setkach transakcji jakich dokonuję dziennie, prowizje u normalnego brokera zjadłyby mi większość zysku.

No właśnie, jak to wygląda od strony liczb. Ile transakcji dziennie zawierasz?
Różnie, ale zazwyczaj od 300 do 600 transakcji dziennie. Średnio wychodzi jedna transakcja na minutę. Mój rekord odnotowany w systemie wynosił ponad 2000 transakcji w ciągu jednego dnia. Tutaj jednak nie ma reguły, bo czasem trzymam pozycje przez parę sekund, a czasem od otwarcia aż do zamknięcia giełdy.

Robisz to wszystko ręcznie czy posiłkujesz się jakimiś zautomatyzowanymi systemami, stop lossami i tak dalej?
Wszystkie transakcje otwieram i zamykam ręcznie, nie stosuję żadnych narzędzi pomocniczych, bo w tym zawodzie liczy się przede wszystkim doświadczenie i intuicja. Tego nie da się zlecić komputerowi czy komuś innemu.

Czyli nie zabezpieczasz się w żaden sposób przed stratami?
Bardzo mocno dywersyfikuję pozycje i kontroluję ich rozmiar. Średnia wielkość pojedynczej pozycji, którą zajmuję, to jakieś 0.5–1% kapitału. Mam ich za to stosunkowo dużo. Chociaż zdarzają się wyjątki, bo największa pozycja, jaką kiedyś zająłem, wyniosła ponad 30% całego dostępnego kapitału.

I ile dziennie zysku wyciągasz obracając takimi pakietami?
To zależy od wielu czynników, ale zazwyczaj kilkaset euro dziennie. To daje kilka procent w skali roku.

A nie kilkadziesiąt procent? Ludzie sobie wyobrażają, że jak zawierasz kilkaset transakcji dziennie, to zysku musisz wyrobić przynajmniej 50% rocznie.
Nic z tych rzeczy. Obracamy dużymi kwotami, mamy małe wahania kapitału, mało dni stratnych, ale przez to dzienne zyski nie będą spektakularne.

To już rozumiem, dlaczego prywatni inwestorzy, którzy płacą prowizje od transakcji na poziomie €1 za otwarcie i za zamknięcie, nie mają szans w daytradingu.
Przy 400 transakcjach dziennie same koszty zawierania zleceń zjadłyby całość zysków. Nie wspominając o tych ludziach, którzy korzystają z brokerów z prowizjami po €5 za transakcję. Poza tym, jeśli ja jestem w stanie wypracować kilkaset euro dziennie obracając kapitałem trzech milionów euro, to ktoś kto ma kapitał trzysta tysięcy euro mógłby wypracowywać kilkadziesiąt euro dziennie, a ktoś z kapitałem trzydziestu tysięcy euro może liczyć wyłącznie na kilka euro dziennie. Jak ktoś nie ma dużego kapitału, to gra nie jest warta świeczki.

Te trzy miliony euro dostajesz od swojej firmy. Nikt tam się nie martwi, że stracisz wszystko w ciągu jednego dnia?
Nie, bo mamy system, który kontroluje maksymalny możliwy rozmiar straty. Ten limit jest indywidualny dla każdego tradera, ale mniej więcej wynosi jakieś €300-500 dziennie. Jeśli na rachunku nastąpi taka strata w ciągu jednej sesji i sam z tym nic nie zrobię, to system po pewnym czasie zamknie wszystkie moje pozycje automatycznie po cenie rynkowej i do końca dnia odłączy mi możliwość handlu.

Często Ci się to zdarza?
Taką blokadę dostałem kilka razy w ciągu ostatnich trzech lat. Zazwyczaj jednak kończę dzień na plusie. W ciągu ostatniego roku miałem tylko dziesięć dni stratnych.

A co się dzieje, jeśli trzydzieści dni z rzędu ktoś ma stratę na tym poziomie €300 i jest cały czas blokowany?
Nic. Nie musi oddawać tych pieniędzy z własnej kieszeni, to chyba oczywiste, ale zanim potem dostanie swoją wypłatę, to najpierw powinien odpracować wszystkie straty. Jeśli w jednym miesiącu straciłeś łącznie €3000, a w drugim zarobiłeś €4000, to twoja wypłata w tym kolejnym miesiącu zostanie policzona od kwoty netto €1000.

Ile z tej kwoty przypada na firmę, która udostępnia kapitał, a ile na tradera, który wypracował tym kapitałem zyski?
Nie chcę się wdawać w konkretne szczegóły rozliczeń, bo to są poufne zapisy umowy.

Czy daytradingu można się nauczyć? Są jakieś książki albo szkolenia?
Nie ma. A nawet jeśli są, to nie ma to sensu. Gdybym wziął tu jakiegoś Jana Kowalskiego, nauczył go wszystkiego, czego ja umiem, to prawdopodobnie facet i tak nie byłby w stanie zarabiać na giełdzie. W daytradingu wszystko bazuje na wyczuciu rynku, na intuicji, na doświadczeniu. Tego się nie da nauczyć, to trzeba w sobie wypracować.

Co jest potrzebne, żeby być dobrym daytraderem?
Kontrola nad emocjami, nad psychiką. Wcale nie jest też powiedziane, że wszyscy, którzy handlują na foreksie czy na GPW, będą mieli lepsze wyniki w daytradingu niż ktoś, kto nie miał z tym wcześniej nic wspólnego. Tu przede wszystkim liczy się panowanie nad stresem i chłodne spojrzenie. Przecież każdego dnia podejmujemy kilkaset decyzji, cały czas obracając solidnymi kwotami.

Co zrobić, żeby do was dołączyć?
Trzeba wejść na stronę www.akademiadaytradingu.pl, wypełnić formularz, przesłać CV, przyjechać do Gliwic na krótkie szkolenie i podpisać dokumenty. Nie ma specjalnych formalnych wymogów ani żadnych opłat. Daytraderem może zostać każdy, kto będzie w stanie wypracować dobre wyniki.

OK. Przyjeżdżam, przechodzę szkolenie, podpisuję papiery, angażuję się na staż i co dalej?
Dostajesz swoją porcję firmowego kapitału, własne stanowisko traderskie z dostępem do wszystkich systemów oraz do wszystkich giełd… i tyle. Reszta już w twoich rękach. Umowę na pełen etat tradera dostaniesz wtedy, kiedy uda Ci się zakończyć miesiąc na plusie wypracowując przynajmniej €2000.

W którym miesiącu praktyki Tobie udało się wypracować ten limit?
W piątym. Zazwyczaj to udaje się w czwartym albo w piątym miesiącu. Wcześniejszy czas potrzeby jest, żeby zdobyć doświadczenie i złapać odpowiedni rytm.

Jak wielu osobom się to udaje?
Obecnie na stanowisku traderów jest kilkanaście osób. W ciągu ostatniego półtora roku nie było jednak nowych przyjęć, pomimo tego, że mieliśmy kilkunastu praktykantów. Żadnemu z nich nie udało się wypracować €2000 w miesiąc.

Można tak próbować do skutku?
To zależy jak długo jesteś w stanie przeżyć bez wypłaty. Większość wytrzymuje do pół roku. Ja jestem z Pomorza i musiałem najpierw odłożyć trochę pieniędzy, które pozwoliłyby mi przeżyć pół roku w Gliwicach bez żadnej wypłaty. Kilka lat temu dałem sobie tych sześć miesięcy, żeby przekonać się czy mi się uda i czy będę w tym dobry.

A jak wygląda forma zatrudnienia, dostajesz umowę o pracę, masz urlopy, zwolnienia chorobowe i tak dalej?
Prowadzę jednoosobową działalność gospodarczą. Nie mam żadnych urlopów ani zwolnień, bo nie mam stałych godzin pracy. Mogę pracować godzinę dziennie albo w ogóle. Nikt mnie z tego nie rozlicza. Tylko w sytuacji, gdy wysokość mojej wypłaty zależy od tego, jak dużo pracuję, to trudno się obijać.

Cały czas szukacie nowych chętnych?
Cały czas.

Kto powinien się zmierzyć? Osoby z doświadczeniem czy bez?
Lepiej nie mieć żadnych swoich gotowych systemów ani strategii czy wizji giełdy, tylko przyjść z czystym i otwartym umysłem. Z tych wszystkowiedzących osób, które przychodziły do nas jako foreksowi eksperci w „daytradingu”, ani jednej później nie udało się wypracować zysków i zostać na dłużej.

To co, zachęcamy czytelników bloga, żeby spróbowali swoich sił w daytradingu?
Zachęcamy. Zapraszam na stronę: www.akademiadaytradingu.pl

Następny artykuł w kategorii Pozostałe
Jak w prosty sposób poradzić sobie z brakiem dostępu do amerykańskich ETF-ów podpowiada Ewa Wasiak z LYNX Broker

Przeczytaj również

Wszystkie wpisy
Pozostałe
13.02.2024
Efekt Hawthorne’a sto lat później. Jak go wykorzystać na giełdzie?
Efekt Hawthorne’a sto lat później. Jak go wykorzystać na giełdzie?
Opcje
12.12.2023
Wheel investing – prosta, ale efektywna strategia opcyjna na 2024 rok
Wheel investing – prosta, ale efektywna strategia opcyjna na 2024 rok