O tym mówi Wall Street
Słaby dolar czy psychika?

Najsilniejsza waluta świata słabnie. Od swojego szczytu we wrześniu 2022 roku dolar spadł już o ponad 17% względem euro i o ponad 20% względem złotówki.

Jakie to ma znaczenie dla inwestorów z poza USA? Ano takie, że słabnąca amerykańska waluta wymazała praktycznie wszystkie zyski z giełdy, bo indeks S&P 500 wzrósł w tym samym okresie o około 17%.

Przynajmniej taka jest ogólnie przyjęta narracja.

Inwestując bowiem 1000 zł w amerykańskie akcje w czasie, gdy dolar był na szczycie i kosztował 5 zł, można było kupić papiery o wartości 200 USD. Giełda wzrosła o 17%, czyli akcje są teraz warte 234 USD. No ale dolar spadł do poziomu 4 zł, czyli tych 234 USD jest dzisiaj wartych 936 zł.

Sytuacja wygląda nieciekawie, tylko że… dla inwestorów nie powinna mieć ona żadnego znaczenia. Kto bowiem każe nam już dzisiaj wymieniać dolary na złotówki, w sytuacji, gdy kurs jest niekorzystny?

Kurs dolara będzie dla nas istotny tylko i wyłącznie w momencie, w którym postanowimy zlikwidować wszystkie pozycje akcyjne, wycofać swoje środki z giełdy, wymienić je na złotówki i definitywnie zakończyć przygodę z inwestowaniem w USA.

Do tego czasu niski kurs dolara względem innych walut jest problemem psychologicznym, a nie finansowym. Potencjalny zysk i strata mają w tym momencie charakter czysto wirtualny i są widoczne jedynie na papierze.

Nikt prawdopodobnie nie kupował dolara na samym szczycie, tak samo nikt też nie zamierza go sprzedawać po spadku o 20%. Chyba, że jest do tego zmuszony.

Osoby, które regularnie wypłacają swoje środki z giełdy i wymieniają je na złotówki, żeby opłacić chociażby koszty swojego utrzymania, faktycznie mają problem.

Ale jaki procent dzisiejszych inwestorów utrzymuje się z giełdy i każdego miesiąca jest zmuszanych do wymiany dolarów na złotówki? Raczej znikomy. Pomińmy też fakt, że w dzisiejszym świecie taka konwersja walutowa nie zawsze jest konieczna.

Powszechnie dostępne wielowalutowe konta bankowe umożliwiają wypłacanie dolarów bez potrzeby ich wymiany na złotówki czy euro. Karty debetowe do kont walutowych dają natomiast możliwość zakupu wielu usług (nie tylko online, ale też, np. opłacania hoteli czy wyjazdów) poprzez zagraniczne portale, gdzie walutą transakcyjną jest właśnie dolar amerykański.

To jednak tylko dygresja, bo clou jest takie, że aktualny kurs waluty będzie miał znaczenie wyłącznie dla importerów, eksporterów i osób utrzymujących się na co dzień z giełdy. Dla wszystkich innych inwestorów, którzy nie muszą dzisiaj wymieniać dolara na złotówki czy na euro, obecny kurs transakcyjny nie ma żadnego znaczenia.

Ważne będzie tylko to, ile ten kurs wyniesie w momencie, w którym przestaniemy reinwestować nasze dolary, a potem całkowicie wycofamy środki z amerykańskiej giełdy i wymienimy je na złotówki w celu natychmiastowej konsumpcji. W większości przypadków mówimy zatem o perspektywie co najmniej kilku albo kilkunastu (lub nawet kilkudziesięciu lat).

Póki co możemy zatem zapomnieć o mentalnym przeksięgowywaniu dolarowych zysków na złotówki po aktualnym kursie, bo niczemu konstruktywnemu to nie służy.

Prognozowanie czegokolwiek na kilka lat do przodu jest ryzykownym zadaniem, nie mówiąc o dłuższych horyzontach, ale prawdopodobieństwo tego, że dolarowi grozi w tym czasie upadek jest – delikatnie mówiąc – niskie.

Dolar to główna waluta rezerwowa, którą akumulują rządy, banki centralne i inne instytucje, takie jak IMF. W dolarze rozliczana jest większość handlu międzynarodowego i transakcje na towarach czy surowcach takich, jak ropa oraz złoto, co powoduje ciągły popyt na walutę. Za dolarem stoi najsilniejsza gospodarka świata, najstabilniejszy rząd świata, najpotężniejsza armia świata i najbardziej znaczący Bank Centralny świata.

W dolarze notowane są najpopularniejsze instrumenty finansowe – nie tylko obligacje rządowe, ale też akcje największych spółek giełdowych, a amerykańska giełda jest największym rynkiem finansowym, co też wpływa na popyt na zieloną walutę.

Dolar jest najpowszechniej akceptowaną walutą, używaną w dodatku na masową skalę przy wszelkiego rodzaju globalnych wydatkach: od pomocy humanitarnej (ponad 150 miliardów dolarów rocznie) po handel bronią (dwa biliony dolarów rocznie).

No i nie zapominajmy, że ciągle amerykańska waluta uznawana jest za tzw. safe haven pierwszego wyboru, co oznacza, że gdy tylko dzieje się coś niepokojącego, pieniądze automatycznie płyną do dolara. Po co? Często po to, żeby kupić potem najbezpieczniejsze obligacje rządowe świata albo złoto, które – tak się składa – wyceniane są w niczym innym, jak w dolarze właśnie.

Gdyby ktoś się jeszcze nie zorientował, to puenta jest taka, że nic nie wskazuje na to, aby w perspektywie kolejnych lat popyt na dolara miał osłabnąć.