Tomasz Trela jako inwestor? Jak to się zaczęło…

Od kryzysu. W życiu większość ważnych rzeczy zaczyna się od kryzysu. W moim przypadku był to kryzys finansowy z 2008 roku. Pracowałem wtedy dla dużej polskiej spółki skarbu państwa, która w wyniku nietrafionych transakcji na opcjach walutowych w ciągu kilku tygodni straciła nie tylko dziesiątki milionów złotych, ale także cały zarząd, połowę rady nadzorczej i jednego dyrektora finansowego. To był moment, w którym rynek finansowy zaczął mnie fascynować swoją siłą, potęgą i możliwościami. Zrozumiałem, że skoro „moja spółka” straciła kilkadziesiąt milionów w wyniku kilku transakcji walutowych, to znaczy, że pieniądze te zarobił ktoś inny. Ktoś, kto stał po drugiej stronie transakcji. Poczułem wtedy chęć, żeby dowiedzieć się, kto to był.

Z każdym kolejnym dniem dostawałem coraz większej obsesji na punkcie zrozumienia tego, jak naprawdę działa mechanizm międzynarodowych rynków finansowych. W kolejnych latach przeczytałem na ten temat setki książek (dosłownie) i tysiące raportów, prac doktorskich, wyników badań, opracowań, a nawet nudnych jak opera mydlana ustaw i regulacji. W ciągu roku przerobiłem rozpisany na lata program trzech poziomów potrzebnych do przejścia prestiżowego egzaminu CFA. Wszystko po to, żeby zrozumieć, jak naprawdę działa rynek. Po kilku latach ta pogoń zawiłymi ścieżkami doprowadziła mnie nawet do roli konsultanta w londyńskim oddziale Goldman Sachs, ale epizod ten był dość krótki. Na szczęście miałem w sobie tyle rozwagi, żeby zrozumieć, że kariera instytucjonalna i wyścig szczurów nie są dla mnie. Nawet jeśli szczury chodzą w krawatach od Salvatore Ferragamo.

I tutaj przyszedł mi do głowy pewien pomysł.

Dobra wiadomość, która wyłoniła się w trakcie moich poszukiwań, jest jednak całkiem pocieszająca. Otóż w miarę zdobywania wiedzy przekonałem się, że giełdą nie rządzą ukryte siły, a spisek banków centralnych nie czai się za każdym rogiem. Fundusze hedgingowe nie skrzykują się co czwartek, żeby dyktować ceny walorów (no, przynajmniej nie w każdy czwartek), a cwani bogacze z Izraela nie czyhają na każdego centa należącego do zwykłego Kowalskiego. Mam wrażenie, że wszystkie te nośne teorie spiskowe rozpowszechniane i wzmagane przez szum medialny pojawiający się w internecie wynikają wyłącznie z dwóch rzeczy: z niewiedzy odnośnie mechanizmów i z niezrozumienia tego, jak złożone są dzisiaj rynki finansowe.

I to była dobra wiadomość. Dobra dlatego, że wszystkie te współzależności można poznać dość szybko. Zła wiadomość jest taka, że mechanika rynków zmienia się z roku na rok. Postęp technologiczny, prywatyzacja parkietów, globalizacja przepływów kapitału i pojawienie się nowych produktów finansowych oraz nowych typów przedsiębiorstw sprawiają, że całą obiegową wiedzę odnośnie giełdy i wszystkie książki, które lata temu powstały na jej temat, trzeba by tak naprawdę napisać na nowo. Świat finansów nie stoi bowiem w miejscu. Dlatego giełdy nie można się nauczyć raz na zawsze. Giełdę trzeba zrozumieć.