2018.11.29
ETF-y to nie tylko kraina mlekiem i miodem płynąca. Większość popularnych ETF-ów notowana jest w…
01 09.16
Bańka spekulacyjna nie jest wyłącznie rzadką aberracją rynku, ale jego integralną częścią. Bańki pojawiały się w latach: 1785, 1792, 1819, 1837, 1857, 1873, 1893, 1907, a ostatnio w: 1929, 1967, 1987, 2000 i 2008 roku. Skoro więc wszyscy wiemy o nich od setek lat, to w jaki sposób do diabła bańki ciągle potrafią osuszać nasze kieszenie?
Bańki pojawiają się regularnie już od wieków, począwszy od manii holenderskich tulipanów w 1630 r., przez krach w 1929 r., który zapoczątkował w USA wielki kryzys, aż po rajd na rynku firm technologicznych w 2000 r. i na rynku nieruchomości w 2008 r. Wszystkie te bańki są zbadane, dobrze udokumentowane i szeroko opisane. Znany jest schemat ich działania i tego, co następuje potem. Teoretycznie niemal każdy inwestor jest już ekspertem w rozpoznawaniu nienaturalnie nadętych bąbli. Mimo tego, ciągle pozwalamy robić się w konia. Dlaczego tak się dzieje?
Fani hipotezy rynków efektywnych twierdzą, że za każdym razem dajemy się podejść w ten sam sposób, ponieważ bańka jest nieprzewidywalna. Wielu uważa (np. Alan Greenspan, były szef FEDu), że bańka jest jak bombowiec stealth, który pojawia się na niebie znienacka, a o tym, że nadleciał, dowiadujemy się dopiero po tym, jak wybucha zrzucona przez niego bomba.
Inni twierdzą, że problemem jest timing. Bańkę da się rozpoznać zawczasu – mówią – tylko nie da się przewidzieć, kiedy ta bańka pęknie. Było tak choćby w przypadku garstki osób od 2005 roku grających na załamanie rynku nieruchomości, które nie przychodziło przez trzy lata. Jest to świetnie pokazane w rewelacyjnym filmie “The Big Short”.
I tu zbliżamy się powoli do sedna. Skoro jest szansa, że bańkę da się rozpoznać, to co zrobić, żeby jej uniknąć? Otóż… trzymać się w tym czasie od rynku z daleka. Koniec i bomba, kto nie słuchał ten trąba.
Co? Już? To takie proste? Nie, to nie jest takie proste, ponieważ w tym momencie dochodzą do głosu emocje, które zagłuszają logikę i zdrowy rozsądek. W tym właśnie miejscu pojawia się potrzeba podążania za tłumem i obawa, że jeśli nic nie zrobimy, to okazja do zarobku przeleci nam koło nosa. Odzywa się nasza ukryta natura, czyli chciwość, zachłanność, pazerność, chytrość i łapczywość.
Bańka nie bańka, zarabiają wszyscy wokół, więc nie chcemy wyjść na jelenia. Dlatego ślepo dołączamy do rozentuzjazmowanego tłumu “inwestorów stulecia”. A kiedy bańka w końcu pęka (bo każda bańka pęka) idziemy kto żyw na samo dno, tracąc wszystkie oszczędności życia i na zawsze zrażając się do tej cholernej “spekulanckiej giełdy”.
Ja nie mam tu żadnych złudzeń, ale skoro ludzkości nie udało się zmienić swojego podejścia przez ostatnich 400 lat, to przynajmniej nauczmy się rozpoznawać i określać czy mamy aktualnie do czynienia z bańką czy też nie.
W swojej przekornej książce pt. “Contrarian Investment Strategies”, którą niedawno opisywałem na blogu, David Dreman – zarządzający wielomiliardowym funduszem inwestycyjnym – podaje kilka wspólnych mianowników, które charakteryzują okresy baniek spekulacyjnych.
I rzeczywiście dzisiaj jest inaczej. Do czasu, kiedy pojawia się jakaś iskra, bańka pęka i następuje gigantyczna panika, podczas której tratujący się inwestorzy uciekają z rynku, zabijając płynność i w ciągu paru dni posyłając akcje o kilkadziesiąt procent w dół. Witamy na giełdzie.
Udostępnij post
[addtoany]