O tym mówi Wall Street
Jak wojna wpłynie na amerykański rynek?

Z jakimikolwiek przewidywaniami jest ten problem, że bardzo łatwo je formułować, ale niestety rzadko kiedy sprawdzają się one potem w rzeczywistości.

Jeszcze pół roku temu nikt przy zdrowych zmysłach nie przygotowywał się na scenariusz największej w Europie inwazji militarnej od czasów drugiej wojny światowej.

Jeszcze miesiąc temu nawet sama Ukraina bagatelizowała zagrożenie twierdząc, że do żadnej wojny nie dojdzie, a Amerykanie niepotrzebnie straszą ukraińskie społeczeństwo.

Jeszcze tydzień temu mało kto wierzył, że w przypadku inwazji Ukraina będzie w stanie obronić się przed rosyjskim wojskiem dłużej niż 24 godziny.

Jeszcze trzy dni temu sceptycy (w tym niżej podpisany) byli przekonani, że Zachód nie odważy się na błyskawiczne wprowadzenie tak potężnych sankcji, jak zamrożenie środków rosyjskiego banku centralnego czy odcięcie tamtejszych instytucji od systemu SWIFT.

Ale sama kwestia przewidywania przyszłych wydarzeń to jeszcze nic. Problem podniesiony zostaje bowiem do potęgi drugiej, jeśli próbujemy przewidywać nie tylko to, co wydarzy się w przyszłości, ale dodatkowo jeszcze to, jak na te wydarzenia zareaguje rynek.

Konia z rzędem temu, kto w zeszłym tygodniu postawiłby realne pieniądze na to, że atak Rosji na Ukrainę wywoła taką „euforię” na amerykańskim parkiecie. Inaczej chyba nie można nazwać reakcji inwestorów, którzy indeks NASDAQ w ostatnich dniach wywindowali o 5.5% w górę.

Po fakcie można oczywiście na wiele różnych sposobów tłumaczyć takie, a nie inne zachowanie się rynku. Część z tych wyjaśnień będzie nawet całkiem racjonalna, to prawda.

Kłopot jednak w tym, że taka analiza jest możliwa, ale tylko wtedy, gdy dokonujemy jej wstecz. Próba oszacowania tego, co wydarzy się w przyszłości (i jak zareaguje na to rynek) jest już niestety o wiele mniej skuteczna.

Prowadzi nas to do smutnego wniosku, że… zachowanie się giełdy jest nieprzewidywalne. I jest to wniosek poprawny, ale tylko w krótszym terminie.

Rynki finansowe są dzisiaj tak bardzo złożone, że zupełnie niemożliwym jest prognozowanie ich zachowania w horyzoncie dni, tygodni czy nawet miesięcy. Zbyt wiele różnych zmiennych i zbyt wiele różnych czynników wpływa obecnie na ruchy kursów akcji, aby przewidywane rezultaty dało się w jakikolwiek sposób modelować z wyprzedzeniem.

Chyba, że… wydłużymy horyzont inwestycyjny.

W dłuższym horyzoncie (minimum 2-3 lata) niewielkie znaczenie będzie miało to, czy w 2022 roku w wyniku sankcji na Rosję wzrosły koszty niklu i pszenicy, czy pojawiły się kolejki w portach zwiększając cenę frachtu albo czy FED podniósł wtedy stopy tylko cztery czy może pięć razy.

Z perspektywy kolejnych lat będzie liczyło się wyłącznie to, czy spółki giełdowe poradziły sobie z nową rzeczywistością i czy znalazły sposób na to, by w tej nowej rzeczywistości dalej generować coraz większe przychody, coraz większe zyski i coraz więcej gotówki ze swojej działalności.

Czy za trzy lata Amazon będzie sprzedawał więcej czy mniej towarów poprzez swój sklep internetowy? Czy z serwisu Google oraz YouTube będzie korzystało więcej czy mniej użytkowników? Czy do chmurowych usług Microsoftu będzie migrowało coraz mniej czy coraz więcej firm? To są jedyne istotne pytania, która warto sobie dzisiaj zadać.

W dłuższym horyzoncie to bowiem zyskowność przedsiębiorstwa nakręca jego wyceny na giełdzie. Tak działa odwieczne prawo logiki, którym posługują się inwestorzy. Im więcej korzyści akcjonariusz otrzymuje od spółki w zamian, tym więcej jej akcje będą dla niego warte i tym więcej za te akcje będzie chciał zapłacić kolejny inwestor, który postanowi nabyć je w przyszłości.

Wracając do tytułowego pytania – które co najmniej od tygodnia nie daje spać zarówno ekonomistom, jak i inwestorom – wydaje się, że w dłuższym terminie wojna na Ukrainie nie powinna w żaden znaczący sposób wpłynąć na amerykański rynek, a trwająca od początku roku przecena to dobry czas na dokonanie zakupów.

Pod warunkiem oczywiście, że nie nastąpi dalsza eskalacja i nie pojawi się, na przykład realna groźba zaangażowania wojsk NATO do konfrontacji. Obecnie taki scenariusz wydaje się ekstremalnie mało prawdopodobny, ale jak to jest z tym przewidywaniem przyszłości, to każdy z nas już chyba sam dobrze wie.

W jaki sposób natomiast wojna wpłynie na rynek w perspektywie kolejnych tygodni czy miesięcy? Otóż szkoda czasu, żeby się nad tym rozwodzić, bo prawda jest taka, że nikt nie ma zielonego pojęcia.