O tym mówi Wall Street
Ten piękny listopad (chociaż dla giełdy)

Jutro zaczyna się, statystycznie, najlepszy w roku miesiąc dla amerykańskiej giełdy. W ciągu ostatnich dwudziestu lat aż w osiemdziesięciu procentach przypadków listopad dawał inwestorom zarobić solidne pieniądze. Czy tym razem będzie podobnie?

Z jednej strony fundamentalnie sytuacja wygląda naprawdę dobrze. Trwający właśnie sezon wyników finansowych pokazuje, że po czterech kwartałach spadających zysków, w wielu branżach przyszło w końcu solidne odbicie.

Do dzisiaj połowa spółek z S&P 500 zaraportowała już swoje wyniki, których wzrost średnio okazał się nie tylko dużo wyższy niż w poprzednich czterech kwartałach, ale także w 78% przypadków firmy pobiły prognozy nakreślone przez analityków. To wynik lepszy niż średnia z ostatnich dziesięciu lat.

Przeciętnie spółki raportowały zyski wyższe o 7.7% względem prognoz, co też jest wynikiem lepszym niż średnia z ostatniej dekady, gdzie spółki – jeśli już pobijały prognozy – to o 6.6% względem przewidywań analityków.

To sugeruje, że fundamentalnie z firmami na giełdzie wszystko jest OK, a korekta z trzeciego kwartału ma inne przyczyny niż psująca się sytuacja w spółkach, bo ta właśnie zaczęła się poprawiać i to poprawiać w wielkim stylu.

Również dane makroekonomiczne sprzyjają optymistycznemu spojrzeniu na końcówkę roku. Inflacja się stabilizuje, GDP rośnie, wynagrodzenia rosną, bezrobocie w normie, a konsumenci dalej wydają pieniądze – czego chcieć więcej, żeby kontynuować wzrosty na giełdzie?

Może tylko niższych stóp procentowych, bo to one w dużej mierze wpływają dzisiaj negatywnie na wizję dalszej ekspansji rynku akcji. Wysokie stopy to droższy kredyt oraz wyższe koszty finansowania działalności, a także niższa zachęta do wydatków po stronie konsumentów, ale póki co i spółki i konsumenci jakoś sobie z tym radzą.

To, co jest jednak prawdziwym problemem w krótkim terminie dla giełdy, to wysokie rentowności obligacji, które poniekąd są efektem wysokich stóp procentowych. W sytuacji, kiedy rentowności bezpiecznych obligacji rządowych przekraczają poziom 5%, inwestorzy mają coraz mniej argumentów za tym, żeby swoje pieniądze trzymać w stu procentach ulokowane w ryzykowne akcje, których wyceny… no właśnie.

Czy wyceny akcji dalej są takie absurdalne?

No cóż, po spadkach kursów z ostatnich dwóch miesięcy i po raportowanym właśnie wzroście EPS-ów (a także po rosnących prognozach EPS-ów na kolejne kwartały) okazuje się, że wcale niekoniecznie.

Piętnaście największych spółek z indeksu S&P 500 w tej chwili posiada wskaźnik P/E Forward na poziomie średnio 25, co jest odczytem o wiele niższym niż pięcioletnia krocząca mediana z ostatnich dziesięciu lat, która wynosi prawie 30.

Może nie jest to okazja dekady, ale nie można też powiedzieć, że spółki są obecnie przewartościowane. Przynajmniej patrząc na stosunek ceny do zysków, które wygenerowane zostaną w ciągu kolejnych 12 miesięcy.

Jaki zatem z tego wszystkiego wyciągnąć wniosek?

Biorąc pod uwagę, że gospodarka dalej pozostaje całkiem silna, cykl podwyżek stóp procentowych prawdopodobnie dobiegł już końca, spółki raportują w większości lepsze wyniki niż się tego spodziewaliśmy, a w dodatku akcje nie są już takie przewartościowane jak jeszcze w połowie tego roku, to… wygląda na to, że statystyka znowu może się sprawdzić i końcówka roku rzeczywiście może być dla giełdy bardzo dobrym okresem.